Hej, hej tu Dooors. Coś mnie naszło i postanowiałam wyrzucić swoje żale w drugim już felietonie na tym blogu xd Może i wy podzielacie moje zdanie, kto wie.
Chyba nie ma dla mnie nic bardziej
wkurzającego od japońskich teledysków koreańskich zespołów. I nie
chodzi tu o to, że może to głupio brzmieć czy ze zamiast siedzieć w Korei ci
wyjeżdżają do Japonii. Chodzi tu o coś znacznie gorszego. Zacznijmy więc od
początku.
W karierze każdego zespołu
nadchodzi taki czas gdy wytwórnia wysyła ich do Japonii. Nagrywają wtedy
japoński utwór lub przerabiają koreański hit i pędzą na japońską scenę tworząc
tym samy trasę koncertowe. Po co to wszystko? A po to by zdobyć więcej fanów w
kraju kwitnącej wiśni. Niby proste i można by się tego spodziewa. Im więcej
fanów tym więcej sprzedanych płyt, gadżetów, prościej mówiąc więcej kasy, czyż
nie? No, ale skoro o popularności mowa to czemu nikt nie pomyślał by promować
zespoły w innych językach? Co prawda niektórzy posuwają się do tego by nagrywać
ich angielskie odpowiedniki piosenek, jak chociażby U-KISS, którzy swoja drogą
mają też jeden hiszpański utwór. Jednak nikt na to nie wpadł, może to dobrze bo
przecież czym byłby k-pop bez pięknie brzmiących po koreańsku piosenek?
Wracając do Japonii. Kiedy już
zespół osiągnie swój debiut na japońskiej estradzie, jest tak, ze co jakiś czas
latają tam i z powrotem, zapracowując się jeszcze bardziej. Jedni tworzą nowe
pomysły inni czerpią inspiracje już z gotowych produkcji zmieniając jedynie
trochę teledysk, jak chociażby B.A.P. (chociaż akurat ich japońskie wersje są
czasami lepsze od tych koreańskich). Nie ma nic złego w tych produkcjach.
Niczym się nie różnią od tych koreańskich. No może czasami tym, ze częściej są
kręcone na zewnątrz jak w przypadku SHINee.
Oprócz zmieniania mv często, nie
co ja mowie, zawsze zmieniane są też piosenki. Oczywiście na język japoński.
Zrobienie tego z języka koreańskiego ma to do siebie, że zwykle pojawia się tam
więcej angielskiego i brzmi to komicznie. No wiecie jak najpierw słucha się
koreańskiej wersji a nagle usłyszy się japońską trudno czasami nie umrzeć ze
śmiechu. Jednak zachodzi to w każdej zmianie. Przecież i po angielsku te
piosenki wcale nie brzmią lepiej. Tak to już jest, to co usłyszymy pierwsze
zawsze jest w jakiś sposób lepsze. Nie tyczy się to coverów bo ile razy
zdarzyło się ze czyjaś interpretacja była lepsza od oryginału. Jednak nie o tym
jest mowa.
Takie podstawianie wszystkiego
pod Japoński show biznes może wydawać się być trochę paranoiczne. Przecież w
czym oni są lepsi od innych narodów? Niby czemu oni zasłużyli by rozumieć
piosenki od razu podczas słuchania, a inni nie? Oczywiście nie żebym narzekała,
ale wydaje mi się to dosyć radykalne rozwiązanie.
Przejdźmy do minusów tej
sytuacji.
Po pierwsze płyty. Jest to na
prawdę nie poważne. Czy wy kiedykolwiek widzieliście cenę takiego albumu?
Przecież on jest o dziesięć razy droższy od koreańskiego. Do tego ma minimalny
photobook. Zwykle jest on wydawany w wersji CD plus klika zdjęć i photo karta.
Wyglądają one mniej więcej jak płyty zachodnich artystów. I niby za takie coś
płaci się ponad sto złoty. Oczywiście są też specjalne limitowane edycje. Na
których mamy rozszerzony photobook jak i czasami dodawane są płyty dvd z
teledyskami, wspomnieniami z trasy koncertowej i inne takie bajery. Oczywiście
ma to swoją cenę dochodzącą nawet do dwustu jak nie więcej polskich złotych. I
kto ma na to mieć kasę?
Dobra tak naprawdę nie na to
chciałam ponarzekać. Bo pieniądze pieniędzmi, a tak naprawdę są znacznie gorsze
rzeczy. Jakie?
Zastanawialiście się kiedyś po co
zwykle są wydawane krótkie wersje tych teledysków? No to ja was uświadomię. Sa
one po to BY WKURZAĆ FANKI CZEKAJACE NA FULL VERSION!!
I nie chodzi tu o to, ze takowe
po jakimś czasie nie wychodzą. Bo wychodzą. Jednak co z tego, przecież zostanie
ona w końcu usunięta lub zastrzeżona w naszym kraju! I tak wtedy zostają
jedynie te krótkie wersje, które nawet nie oddają całej wspaniałości danej
produkcji. I to jest właśnie najbardziej wkurzająca rzecz w japońskiej
działalności koreańskich zespołów. Najpierw robią nam nadzieje, wypuszczają
teaser, short version i w końcu cały teledysk. A później taki człowiek chce
sobie obejrzeć po raz kolejny pełną wersję mv, a tu boom nie ma jej! I jak tu z
takim czymś żyć? Nie zapomnijmy też, ze
czasami te teledyski w ogóle nie wychodzą… Do dziś dzień nie widziałam całego
teledysku do Distance – U-KISS. To bardzo przykre jednak nic na to się nie da
poradzić.
Jedyne co radze to zaraz po
wydaniu pełnej wersji, spiracenie jej. Jednak jakby co ja tego nie mówiłam
hahah.
A tu dla przykładu japońskie
teledyski:
B.A.P - No Mercy
To co chłopcy robią w tym mv jest niemoralne politycznie dla fanowskiego serca xd
SHINee - 3 2 1
To na prawdę fajny teledysk, trochę w słąbej jakości no ale nie spodziewajcie się zbyt wiele ^^
Eunhyuk and Donghae - I wanna dance
O wiele lepsze jest motorcycle,a le oczywiscie tego nie ma bo po co. A uwieżcie teledysk jest cudowny. Bandur ma to szczeście ze posiada płyte z tymi mv ^^
BTS - No more dream
I ten teledysk doczekał sie japońskiej wersji.
U-KISS - Break up
Najnowszy utwór U-KISS, którzy wsytępuja tytaj w piątkę. Ich pierwszy krok do odwaznego mv.
No dobra wystarczy tych teledysków. Do zobaczenia niedługo ~
Dooors
Dooors
Ja ogólnie nie lubię przerabiania koreańskich piosenek w japońskie, jakoś nigdy nie mogę przyzwyczaić się do tych wersji. Co do nowo powstałych... Cóż, niektóre są naprawdę dobre, inne trochę mniej. Jednak jest pewien zespół do którego japońskich piosenek podchodzę praktycznie zawsze z entuzjazmem. FT Island! Ich japońskie albumy są zazwyczaj zwyczajnie lepsze od koreańskich, przynajmniej według mnie. Poza tym są utrzymane w zupełnie innym stylu. Dodatkowo można zauważyć, że członkowie są bardzo często zaangażowani w ich tworzenie, a z koreańskimi jest trochę inaczej. I nie mówię tego tylko jako primadonna :D
OdpowiedzUsuńOh ktoś podziela moje zdanie ^^ To prawda niektóre piosenki lepsze inne gorsze, ale tak jest zawsze ^^ Dziękuję za komentarz, będę musiała kiedyś spojrzeć na japońskie produkcje FT Island.
Usuń